bachor
Dziecko,  Lifestyle,  Relacje

„Czemu ten bachor tak płacze?” vs. „Cudownie sobie radzisz. Najlepiej jak potrafisz!”

Muszę napisać Wam tego posta, bo się chyba uduszę… Ten temat gdzieś ciągle we mnie siedzi i czuję, że jest bardzo potrzebny. Zwłaszcza każdej mamie – bo to my zwykle jesteśmy oceniane za zachowanie naszych dzieci i nazywane złymi rodzicami, którzy z tym zachowaniem sobie nie radzą.

Myślę, że każda mama ma czasem problem z zachowaniem swojego dziecka i znajduje się w sytuacji, w której nie wie jak postąpić, co zrobić, jak zareagować. Zwłaszcza kiedy dzieje się to poza domem, na oczach innych ludzi, którzy niezbyt przychylnie na nas patrzą i oceniają nasze dziecko, jego zachowanie, a także nasze reakcje. Z ich ust padają słowa, które ranią lub po prostu wolałybyśmy tego nie słyszeć, bo wcale nikomu nie pomagają, a tylko utrudniają nam znalezienie spokoju i odpowiednie zareagowanie na sytuację. Może to być starszy mężczyzna, który za naszymi plecami szepcze pod nosem: „co z niej za matka, jak ona to dziecko wychowała?”, „nawet własnego dziecka nie może uspokoić”, „taki duży chłopak i tak krzyczy”, „co za bachor”, „jakie niewychowane dziecko”, albo kierowane bezpośrednio do naszego dziecka, które zamiast uspokajać sytuację, zaogniają tylko konflikt – „taki chłopiec jak Ty nie powinien tak płakać”, „przyjdzie pan i Cię zabierze”, „jesteś niegrzeczny” itp. Naprawdę wiele takich słów można by wymienić. Takich reakcji zostaliśmy nauczeni, nikt nie nauczył nas jak radzić sobie z uczuciami, emocjami, zwłaszcza tymi negatywnymi, w taki sposób by nikogo nie ranić. Sami byliśmy w ten sposób ranieni przez swoich rodziców, dziadków, bo oni również zostali nauczeni tylko takich reakcji. Ale my dziś możemy inaczej… Mamy do tego wiele narzędzi, których możemy się uczyć. Dostęp do wiedzy jest dziś ogromny i nie musimy powielać utartych schematów, będąc ignorantami, którzy mówią, że kiedyś coś tam się sprawdzało, więc nie będę tego zmieniać. Nie musisz wcale oczekiwać od swojego dziecka, żeby uspokoiło się na pierwsze Twoje słowa, a jego NIE wcale nie świadczy o Tobie jako o złym rodzicu.

Jednak powiem Wam, że istnieją w naszym życiu tacy ludzie anioły, którzy doskonale wiedzą jak pomóc w danej sytuacji totalnie bez oceniania i negatywnego nastawienia. Ale nie tacy ludzie, którzy zajmą się Waszym dzieckiem, a później pokażą Wam jak złymi rodzicami jesteście i zaczną wywyższać się jak to bez Was wasze dziecko lepiej się zachowuje, i bez nich byście sobie nie poradzili.

 Zawsze w tej sytuacji przypomina mi się historia starszej Pani, która spotkała mamę z płaczącym dzieckiem, bezskutecznie próbującą je uspokoić i powiedziała do nich piękne, wspierające słowa. Do mamy powiedziała: „Doskonale sobie radzisz” i do dziecka „Ty też doskonale sobie radzisz, najlepiej jak potrafisz”. Ta historia krąży już chyba wszędzie w internecie i nie wiem czyja jest, ale właśnie takich reakcji nam potrzeba. Takich wspierających, blisko nas. Nie traktujących nas i nasze dzieci jak kolejne przeszkadzacze w drodze do wielkiego spokoju.

Mi też zdarzyło się spotkać takie osoby w swoim życiu. Pamiętam, kiedy Leo był bardzo mały i nie miałam wtedy pracy, musiałam zabierać go ze sobą nawet do Urzędu, bo nie było nikogo z kim mogłabym go zostawić. Dla nas był to całodzienny wyjazd. Pamiętam, że kiedy wracaliśmy do domu byliśmy już oboje bardzo zmęczeni. Jechaliśmy latem w gorącym autobusie, Leo zaczął mocno kopać nogą w jakąś barierkę, byłam już naprawdę zdenerwowana. Nie pozwoliłam mu na to, bo też widziałam, że ludziom to przeszkadza. Oczywiście jak to taki roczny maluch zaczął mocno płakać i trudno było go uspokoić. Ale z pomocą, bez żadnych ocen przyszła Pani, która siedziała gdzieś za nami. Pogadała trochę do niego, dała mu cukierka i mogliśmy dalej jechać w spokoju. Tego wtedy potrzebowałam i jestem jej do dziś bardzo wdzięczna za tą sytuację.

Czasem wystarczy po prostu zwykły uśmiech, znak zrozumienia, który powie nam „bardzo dobrze Cię rozumiem, też przez to przechodziłam, to zupełnie normalne”. Tego potrzebują rodzice małych dzieci. Nie ocen, nie krytyki, nie pokazywania na każdym kroku, jak bardzo przeszkadza Ci ich mały gówniak. Bo to wcale nie pomaga, a tylko utrudnia drogę do rozwiązania problemu. Rozwiązywanie konfliktu to wchodzenie w relację, czas, rozmowa, dużo słów, znalezienie spokojniejszego miejsca, które czasem wymaga przeprowadzenia małego wrzeszczącego dziecka przez masę ludzi, by znaleźć bardziej ustronny kawałek, w którym dziecko będzie miało możliwość usłyszenia nas, naszego głosu i w którym my sami będziemy mogli usłyszeć siebie i swoje myśli… To nie dwa słowa, które załatwią sprawę. Bo chyba nie oczekujecie, że rodzić da dziecku klapsa. Powiedz mi, jakiej kary oczekujesz dla rozwścieczonego dziecka?

Może powiesz, że to oderwane od rzeczywistości… Jasne, że każdemu zdarza się zdenerwowanie, gorszy dzień i powie coś w złości, totalnie się nad tym nie zastanawiając. Ale rzeczywistość budujemy my sami, możemy ją zmieniać, wprowadzać w życie inne metody, techniki, budować relacje. Nie wszystko da się zmienić, ale może choć w małym stopniu zaczynając od siebie i swojego otoczenia? To tacy wspierający ludzie dają nadzieję, że może być lepiej, że można inaczej… Dobrze, że są. Ale są też inni…

W tamtym roku byliśmy nad morzem. Cały wyjazd był bardzo fajny, ale też dla dziecka dość męczący, bo robiliśmy sporo rzeczy, dużo zwiedzaliśmy, chodziliśmy, oglądaliśmy. Ostatniego dnia wybraliśmy się na przejażdżkę kolejką, a później poszliśmy na molo. I to nie był dobry wybór. Naprawdę mogliśmy je sobie odpuścić, bo zepsuło nam tak naprawdę całą radość z tego wyjazdu. A tylko przez jeden mały szczegół… Były nim niestety te nieszczęsne, okropne kolorowe zabawki, które nie dość, że wyciągają pieniądze, nic nie wnoszą ani do życia rodziców, ani dziecka, to jeszcze są baaardzo kolorowe, bardzo hałaśliwe i mocno przyciągające uwagę… Dodajmy do tego jeszcze jakieś niewielkie zaburzenie u dziecka, jak choćby problemy z integracją sensoryczną, czy inne podobne i mamy gotową katastrofę. Do tego zatłoczone molo. Wyobraźcie sobie co się dzieje w głowie dziecka…

No i tak było u nas. Nieprzemyślana decyzja i katastrofa nadeszła bardzo szybko. Poszliśmy na to molo, no i oczywiście pozwoliliśmy na dwie jazdy na takich zabawkach, ale kiedy skończyły się drobne, ciężko było wytłumaczyć młodemu, że nie ma, nie będzie dalej jeździł, że idziemy się przejść na molo. No i poszliśmy na molo. Zaczął się cyrk nie z tej ziemi. Wrzask. Wyobraźcie sobie jak to się niesie po tym molo. Obok mnóstwo ludzi zwróconych w naszą stronę. W tamtym momencie jedynym wyjściem było jak najszybsze wyjście stamtąd i dopiero po wyjściu uspokojenie młodego w innym miejscu, bardziej spokojnym. Oczywiście oboje nie wiedzieliśmy jak zareagować, jak pomóc młodemu, jak go uspokoić. No nie dało się, wpadł w szał. Trzeba go było po prostu stamtąd wyprowadzić. No i oczywiście to pomogło. Ale wiecie zero dogadania między nami w tej sytuacji, zaćmienie totalne i mega stresująca sytuacja. A ludzie na molo oczywiście dokładali swoje… Ja raczej staram się nie przejmować w takiej sytuacji, toksycznymi tekstami, ale jednak one zawsze jakoś, gdzieś zakłują i zaciemniają nam prawidłowy osąd sytuacji i możliwość znalezienia w sobie siły i rozwiązania problemu. Dodajmy do tego dodatkowy brak porozumienia z partnerem/mężem i taka sytuacja znacznie się pogarsza.

Takie coś może zdarzyć się naprawdę wszędzie, w każdym momencie. Kiedy stawiacie granice dzieciom one nie przyjmują ich najczęściej ze spokojem, a właśnie reagują mocnym NIE. To dziecięce NIE pojawia się przy każdej okazji stawiania granic. W sklepie, kiedy nie chcemy kupić kolejnej zabawki czy słodyczy, kiedy zabraniamy wejść w jakieś niebezpieczne miejsce, kiedy mamy inne plany i pokazujemy dziecku, że to my decydujemy o tym jak będzie wyglądał nasz dzień i nie możemy w tej chwili zrobić tego, co ono by chciało… W różnych sytuacjach. To NIE najczęściej dzieci manifestują bardzo głośno i wyraźnie. I właśnie dlatego, że zostały im postawione wyraźne granice. Być może akurat w tym momencie nie dobraliśmy odpowiednich słów, które zwróciłyby uwagę też na tą potrzebę dziecka i chcieliśmy szybko załatwić sytuację… W takich momentach potrzeba nam i dzieciom zrozumienia, otwarcia na relację i akceptacji uczuć, emocji i potrzeb. Pamiętajcie też, że słowa mają moc. Te wypowiadane do dzieci – szczególną.

Dajcie znać w komentarzach czy w spotkaliście w swoim życiu takich wspaniałych ludzi, jak starsza Pani z historii.

 

Cześć! Jestem Joanna. Jestem przede wszystkim mamą, ale też spełniam się na polu zawodowym. Mam wspaniałego partnera, który wspiera mnie w moich działaniach i bez niego nie powstałby ten blog. Mam cudownego synka, który codziennie daje mi dobrego kopa do działania! Ukończyłam studia pedagogiczne w Państwowej Wyższej Szkole Zawodowej w Gorzowie Wielkopolskim, zdałam wszystkie egzaminy studiując Komunikację Społeczną na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu – jednak nie podeszłam do obrony, znajdując się wtedy na małym życiowym zakręcie, miałam również epizod dwóch semestrów studiów administracyjnych na AJP w Gorzowie Wielkopolskim, ale z uwagi na trudność pogodzenia wszystkich ról jakie pełnię, musiałam z nich także zrezygnować. Bardzo lubię spędzać czas z moją rodziną w wolnych chwilach, lubię upiec dobre ciacho, kocham i muszę czytać – chociaż 15 minut każdego dnia, oczywiście uwielbiam pisać, ostatnio korzystam wiele z rad Kobiecej Foto Szkoły, uczestnicząc aktywnie w #instawtorku. Fotografuję telefonem. A kiedy udaje mi się nie mieć zrobionych paznokci – lubię odkurzyć moją gitarę.

Zostaw komentarz