Dziecko,  Relacje

Dlaczego tak trudno spędzać nam czas z własnymi dziećmi podczas koronawirusowej „kwarantanny”?

Wielu rodziców ostatnio narzeka jak to bardzo trudno im zająć się własnymi dziećmi podczas kwarantanny, jak trudno zorganizować im zajęcia i czas, a przy tym jeszcze pracować i znaleźć chwilę dla siebie. A ostatnio – przede wszystkim – jak uczyć, i jak połączyć to wszystko z naszą pracą z domu. Przecież każdy rodzic kocha swoje dziecko, choć czasem śmieszkujemy sobie jakie to rodzicielstwo jest okrutnie ciężkie, i jak bardzo mamy dość, a teraz to tylko pozostało nam usiąść z lampką wina, bo nic innego nam już nie pomoże… Wizje domu w farbie, telewizora w kremie, pomalowanego psa na wszystkie kolory tęczy, toalety w papierze toaletowym, którego teraz tak bardzo wszyscy pragną. Po prostu totalnego Armagedonu! Dlaczego tak nam trudno w tym czasie, kiedy musimy spędzać czas z własnymi dziećmi i jednocześnie pracować?

Edukacja domowa to nie nauczanie zdalne

Moje dziecko nie chodzi do przedszkola, zostaje w domu z babcią lub ze mną. Edukuje się przedszkolnie i domowo. Nasza edukacja domowa wygląda tak, że młody uczy się tego, czego aktualnie chce i co go interesuje, próbujemy też podsuwać mu różne ciekawe i interesujące dla jego wieku tematy, ale na nic nie ma parcia, nie ma nacisku. Musisz już to umieć i już! Wszystko idzie w swoim tempie, dostosowanym do możliwości dziecka i jego rozwoju. Nie musi równać do żadnego poziomu, choćby osób w grupie.

Nauczanie zdalne nie ma nic wspólnego z edukacją domową (pisała o tym już Joasia Jaskółka w swoim artykule na blogu – matkatylkojedna.pl). Tak jak pisze wielu rodziców nauczanie zdalne aktualnie jest bardziej dostosowane do tego, żeby nauczyciele rozliczali się ze swojej pracy – co często nie wynika z ich inicjatywy, tylko odgórnych, bezsensownych nakazów. Dzieci mają wykonać określone zadania, które miałyby zrobić w przedszkolu czy szkole, w określonym czasie. Powiedzcie tylko jak, kiedy rodzice pracują zdalnie, a mają jeden komputer, albo komputer wykorzystywany do pracy, którego dziecku w żadnym wypadku udostępnić nie można. Szumnie nazwane edukacją domową – nauczanie zdalne na pewno nią nie jest.

Edukacja domowa nie odbywa się w określonych ramach czasowych, nie obarcza nadmiernie ani dziecka ani rodziców, jest oparta na zaufaniu do siebie i do dziecka, wierze w jego możliwości, stawianiu na samodzielność i samodzielne zdobywanie wiedzy, w miarę możliwości dziecka, początkowo przez zadawanie mnóstwa pytań, na które dziecko szuka odpowiedzi, proszeniu rodziców o przeczytanie książek, wytłumaczeniu interesujących zagadnień, przeczytaniu interesującego tekstu, pomoc w znalezieniu filmu odpowiadającego na pytania. Stopniowo w miarę wzrastania dziecko zdobywa wiedzę bardziej samodzielnie. Ze strony rodziców to podsuwanie dziecku interesujących tematów i pomoc w szukaniu odpowiedzi na postawione pytania.

Nauczanie zdalne obarcza w tej chwili nadmiernie obie strony – zarówno rodziców jak i dziecko. Nie dziwię się, że jest nam w tej sytuacji trudno. To rodzi frustrację dziecka i rodziców, bo każdy chce dla swojego dziecka jak najlepiej i chce by było nauczone konkretnych i ciekawych treści, które poszerzą jego wiedzę ogólną, ale też będą przydatne w przyszłości, które będą wychowawcze. Ale to trzeba robić mądrze i z głową. Wcale nie musi być tych treści na raz bardzo dużo!

Nasze przyzwyczajenia

Ludzie lubią rutynę, od najmłodszych lat uczymy się powtarzalności pewnych zdarzeń, jakiegoś porządku swojego życia. Przyzwyczailiśmy się już, że wstajemy rano, jemy wspólne śniadania, zawozimy dzieci do przedszkola i lecimy do pracy, w której spędzamy osiem godzin dziennie, później jeszcze jakieś szybkie zakupy i jedziemy po dziecko do przedszkola, do domu, podwieczorek, kolacja, chwila dla dziecka i spać. I tak codziennie. Aktualny porządek rzeczywistości nieco zwolnił nasze życie, spędzamy dzień w domu, z dziećmi, pracując zdalnie, albo nie pracując. Trudno nam się odnaleźć w chaosie z jakim czas się zmierzyć. Trzeba na nowo zbudować sobie powtarzalny plan dnia, który daje nam bezpieczeństwo, podzielić czas między pracę a dziecko i inne czynności domowe. Przyzwyczailiśmy się już, że w pracy mamy pracę i możemy skupić się tylko na niej. A w domu skupiamy się na tym, co jest w domu.

Praca to praca, a dom jest domem

Trudno pracuje się  z dziećmi, to fakt. Naszym przyzwyczajeniem jest już, że rozdzielamy od siebie te dwa miejsca grubą linią. W pracy zajmujemy się tylko pracą, nie musimy dzielić uwagi między zdaniami wykonywanymi w pracy, a hałasującymi i biegającymi w koło dziećmi, które de facto przeszkadzają, trzeba zwrócić im uwagę na ich zachowanie. W pracy można osiągnąć całkowite skupienie, wyłączyć się i robić tylko swoje zdania, to co do nas należy. W domu jest mnóstwo rozpraszaczy. Niewywieszone pranie, zmywarka, którą akurat trzeba rozładować, dziecko woła jeść, chce iść na dwór, albo w ogóle coś od nas chce.

Wielu z nas wprowadziło już do swojego życia na stałe, że nie przenosimy pracy do domu, co daje nam duży spokój i możliwość skupienia naszej uwagi na partnerze i dzieciach, obowiązkach domowych, a także w końcu na odpoczynku, a nie na tym, co jest w pracy. Często nawet w domu nie rozmawiamy o pracy, żeby się odciąć, żeby mieć psychiczny spokój. Pamiętam takie słowa, że „jeśli dużo mówisz o swojej pracy, to musi być w niej bardzo źle”. U mnie to zawsze się sprawdzało. Im lepiej w mojej pracy było, tym mniej czułam potrzebę rozmawiania o niej, im gorzej tym więcej o niej mówiłam.

Trudno nam teraz rozdzielić te dwie sfery, kiedy pracę przenieśliśmy, chociaż na jakiś czas do domu.

Zaufanie do naszych dzieci i do siebie

Nasze dzieci potrafią naprawdę wiele, jeśli im zaufamy, jeśli pozwolimy na samodzielność i przestaniemy wiecznie je kontrolować. Dzieci bardzo mocno kontrolowane na każdym kroku mają niskie poczucie pewności siebie i zawsze oczekują pomocy swoich rodziców. Jeśli zaufamy naszemu dziecku w najmniejszych kwestiach, takich jak choćby odczuwanie przez niego temperatury (a przecież możemy inaczej ją odczuwać) i nie będziemy wiecznie biegać za naszym dzieckiem z pytaniem, czy może założy już kurteczkę, czapeczkę, czy nie jest mu za gorąco, czy może zdejmie już bluzę – nasze dziecko odwdzięczy nam się większą samodzielnością i pewnością siebie. Będzie nas oczywiście potrzebowało i to najważniejsze! Ale w niektórych kwestiach, w których jest w stanie poradzić sobie samo, pomyśleć samo – nie wyręczajmy go.

Często brakuje nam tego zaufania i niemal zamknęlibyśmy swoje dzieci w klatce i na każdym kroku chronili przed każdym guzem, każdym zadrapaniem czy płaczem. Znam takie osoby i czasem zdarza mi się samej tak postępować. Ale to nie jest możliwe bo często, gdy dziecko nie spróbuje, po prostu się nie nauczy. Trzeba mu pozwolić na drobne błędy, jednak nie na wszystkie (te nie zagrażające chociażby jego życiu i zdrowiu). Ale zaufajmy dzieciom i sobie, a będzie nam razem łatwiej.

Kryzys relacji w analogowym świecie

Budowanie relacji w rzeczywistości nie jest już takie oczywiste, jak kiedyś. Wiele z naszych relacyjnych sfer przenieśliśmy do Internetu, nasze dzieci, całe dnie spędzają w przedszkolu, a my w pracy. Trudno nam teraz przyzwyczaić się do ich, normalnych z resztą, codziennych zachowań, z którymi codziennie muszą mierzyć się nauczycielki w przedszkolu, czy w szkole. Nie wiemy do końca, jak spędzać ten wspólny czas, czym go wypełnić, czy w ogóle wypełnić, czy niech biegnie jak chce. Nie potrafimy naturalnie reagować na zachowanie naszych dzieci, nie ufamy własnej intuicji, na wszystko potrzebujemy wyjaśnienia, odpowiedzi, rady, wiedzy. I fajnie, że szukamy wiedzy, ale nie wszystko musi być idealne i książkowe. Traktujmy wszystko naturalnie, pozwalajmy sobie i własnym dzieciom na emocje. Po prostu spędzajmy wspólnie czas i wykorzystajmy go, jak tylko najlepiej potrafimy.

Domowy Armagedon to prawda czy mit?

W każdym micie jest nieco prawdy. Każdy z nas słyszał lub widział, gdzieś w Internecie te piękne zdjęcia zdemolowanego przez trzylatka domu. Może nam również zdarzyło się, że dziecko wysmarowało się całe sudocremem (każdy kto przeżył, wie jak ciężko to cholerstwo zmyć). Zdarzają się  sytuacje kiedy na chwilę stracimy dziecko z oczu i w jednym momencie możemy zbierać szczękę z podłogi, patrząc na efekt jego kreatywności! Ale takie sytuacje zdarzają się niezwykle rzadko, to jakieś małe chwile w ciągu całego naszego życia, choć często wywołujące na tyle silne emocje, że bardzo zapadają nam w pamięć. Dla mnie Armagedon to mit. Jest ciężko, jest bałagan, który razem sprzątamy, czasem coś jest popsute, ale nie robimy z tego życiowej tragedii. Nie plujemy sobie też w brodę, że nie zareagowaliśmy na czas, żeby coś się nie wydarzyło (chociaż wiadomo, że lepiej wcześniej niż później), ale reagujemy zaraz po. Tłumaczymy i rozmawiamy.

Spędzajcie dobrze wspólny czas! Wykorzystajcie go, jak tylko możecie. Dajcie sobie i swoim dzieciom zaufanie! Zostaw jakiś komentarz, żebym wiedziała, że tutaj jesteś. Napisz jak spędzasz czas podczas tej 14 dniowej „kwarantanny”.

Cześć! Jestem Joanna. Jestem przede wszystkim mamą, ale też spełniam się na polu zawodowym. Mam wspaniałego partnera, który wspiera mnie w moich działaniach i bez niego nie powstałby ten blog. Mam cudownego synka, który codziennie daje mi dobrego kopa do działania! Ukończyłam studia pedagogiczne w Państwowej Wyższej Szkole Zawodowej w Gorzowie Wielkopolskim, zdałam wszystkie egzaminy studiując Komunikację Społeczną na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu – jednak nie podeszłam do obrony, znajdując się wtedy na małym życiowym zakręcie, miałam również epizod dwóch semestrów studiów administracyjnych na AJP w Gorzowie Wielkopolskim, ale z uwagi na trudność pogodzenia wszystkich ról jakie pełnię, musiałam z nich także zrezygnować. Bardzo lubię spędzać czas z moją rodziną w wolnych chwilach, lubię upiec dobre ciacho, kocham i muszę czytać – chociaż 15 minut każdego dnia, oczywiście uwielbiam pisać, ostatnio korzystam wiele z rad Kobiecej Foto Szkoły, uczestnicząc aktywnie w #instawtorku. Fotografuję telefonem. A kiedy udaje mi się nie mieć zrobionych paznokci – lubię odkurzyć moją gitarę.

Zostaw komentarz