
Codzienność — zwyczajny poranek zwyczajnej mamy
Mama… Musi mieć jakieś imię. Nazwijmy ją więc Beatą. Nie wiem, ale to imię przychodzi mi do głowy w tym momencie. Jak zaczyna się jej dzień, jak kończy? Czy jest świetnie i kolorowo? Przekonamy się zaraz.
Beata wstaje rano, jeszcze przed wszystkimi, żeby choć w spokoju wypić poranną kawę. Chociaż czasem później, bo jej mąż o wiele wcześniej wychodzi do pracy. Może wypiją kawę razem… Ma szczęście, bo nie musi wstawać, żeby przygotować mu śniadanko. Jej mąż jest samodzielny i potrafi sam zadbać o swoje sprawy. Nie każda ma to szczęście – choć sprawianie małych przyjemności od czasu do czasu ukochanej osobie może świetnie poprawić komunikację. Więc przygotowanie czasem śniadania swojej drugiej połówce jest ok – o ile dzieje się to w obie strony.
Kiedy Beata już wstanie idzie zadbać najpierw o siebie i swój wygląd. Nie jakoś szczególnie. Po prostu musi się ubrać, umyć zęby, uczesać włosy i jeśli ma ochotę nałożyć lekki makijaż. No dobra! Jest już gotowa na ten dzień… Idzie więc do kuchni i pakuje dziecku bądź dzieciom (zależnie ile ich ma) śniadanie w śniadaniówki. Chyba, że dzieci są starsze, to same sobie robią. Robi poranne pierwsze śniadanie, żeby dzieciaki nie wyszły z domu głodne.
Śniadanie przygotowane, to czas budzić młodszych, starsi wstaną już sami, choć czasem trzeba ich dobudzić. Chociaż może pozostawić to ich sumieniu? Jak nie pójdą do szkoły to ich sprawa… Odczują konsekwencje. Ale w razie czego upewnia się czy wstaną. Kiedy dzieci obudzone czas pomóc ubrać się maluchom, zaprowadzić do łazienki na sikanie i mycie ząbków (choć to raczej po śniadaniu).
Dzieci ogarnięte. Można jeść śniadanie. Beata siada razem z dziećmi, choć czasem jeszcze się krząta po domu i próbuje sprawić, że wszystkie drobne rzeczy znikną, ten cały poranny bałagan. Także swoje śniadanie zjada w biegu.
Dobra! Czas do przedszkola i szkoły. Młodszy płacze, że buciki nie pasują, że coś wpadło, że skarpetki nie takie… Ufff… Trzeba wziąć kilka głębokich wdechów, żeby ten poranek zakończyć bez kłótni… Upewnia się więc czy wszystko w porządku, czy te buciki nie za małe, czy nie ma kamyczka, czy skarpetki rzeczywiście nie pasują. Ok. Pasują… Już ok. Sytuacja opanowana. Można pakować się do samochodu, albo pójść na piechotę jeśli szkoła blisko.
Dzieci odstawione do szkoły. Koniec tego poranka. Kilka godzin na pracę, albo ogarnięcie domowych spraw. I niech dalej się kręci… Taka codzienność poranka…
Znacie to? Jak wyglądają Wasze poranki?

