jak sobie odpuścić
Lifestyle,  Relacje

Jak sobie odpuścić? Gdy starasz się za bardzo

Dzisiaj przychodzę do Was z tematem odpuszczania. Jest bardzo aktualny w kontekście świąt, sylwestra, noworocznych postanowień… Święta już za nami, ale czy to pytanie nie towarzyszyło Ci przez cały ten czas: Jak sobie odpuścić?

Kultura, oczekiwania innych, wychowanie ma niezwykle duży wpływ na nasze przekonania na temat tego, jak powinniśmy się zachowywać, co robić a czego lepiej nie robić. Zwłaszcza dotyka ona dziewczynki – kobiety. Te oczekiwania wobec nas są naprawę wysokie, często nierealne do sprostania, albo postawione przez pryzmat czyjegoś, zupełnie innego życia i innej sytuacji, w której się znajdował. Bardzo trudno jest później wyjść z tych schematów, w które zostaliśmy wtłoczeni. Mimo, że są dla nas przytłaczające, niszczące i psychicznie trudne do udźwignięcia, to często długo w nich trwamy.

Dlaczego mówię tu jak sobie odpuścić w kontekście świąt? Bo mimo, że jest to wspaniały okres, jest w nim dużo radości, rodzinnego ciepła, to jest czas, w którym stawiamy sobie i innym bardzo duże oczekiwania względem tego, jak ma być. Zabieramy się za wielkie sprzątanie, przygotowujemy milion potraw, kupujemy prezenty z dużym wyprzedzeniem, żeby były jak najpiękniejsze. Do tego wszędzie piękne obrazki świąt. Zerkamy na instagram, do sklepów, ale nie zastanawiamy się nad tym, że wiele zdjęć i wystaw to po prostu wystudiowana rzeczywistość, coś co ma być pięknie i przyciągające. Spinamy się maksymalnie, żeby święta były cudownym czasem. Zamiast spędzać go z bliskimi, ubrać razem choinkę czy obejrzeć wspólnie świąteczny film, po prostu pogadać – spędzamy długie godziny na myciu okien, czyszczeniu wszystkiego, jakby czekał nas co najmniej test białej rękawiczki. W końcu lądujemy w kuchni na przygotowaniu długiej listy potraw, po czym jesteśmy tak zmęczeni, że nie mamy siły na żadną relację, na rozmowę ani wspólne spędzanie czasu…

Często jest też tak na co dzień. Od zawsze, zwłaszcza dziewczynki wtłaczane są w tą rolę spełniającej oczekiwania wszystkich, bo musi być grzeczna, posłuszna, potulna, ufna, uległa i najlepiej jakby na wszystko się zgadzała i była odpowiedzialna za wszystko, i wszystkich dookoła. Facetom jakoś łatwiej wybacza się zapominalstwo, bałagan, brak zorganizowania. Zawsze łagodnie się ich tłumaczy. Chociaż teoretycznie standardy powinny być takie same. A jak często słyszymy: „Dziewczynka, i ma taki bałagan? Takie pismo? Jak chłopak!, Dziewczynce nie wypada”.

Niestety to kobiety pełnią większość domowych obowiązków, to one muszą pamiętać o większości spraw, odpowiadają za dom, to najczęściej one są odpowiedzialne za opiekę nad starszymi osobami z rodziny, własnymi rodzicami czy dziećmi – mężczyznom jakoś wybacza się ten ich brak, bo przecież są tacy zajęci i zapracowani (tak jakby kobiety nie były), mimo że robią dokładnie tą samą pracę w pracy, co kobiety.  Mimo XXI wieku ciągle tak jest. I możemy sobie mówić cuda o równouprawnieniu, o partnerstwie. Chociaż oczywiście nie mówię, że nie ma fajnie funkcjonujących związków w partnerstwie, bo są! I działają. Jak sobie odpuścić? Wiele zależy od nas. Jak potrafimy komunikować swoje własne oczekiwania, być asertywne – mówić nie, dzielić obowiązki – ja robię to, a ty robisz to. Jeśli to działa dobrze, to nawet nie ma o czym mówić, ale są związki, gdzie to kobieta przejmuje niemal wszystkie obowiązki, żeby pan i władca mógł wrócić do domu, zauważyć bałagan (bo przecież ona też pracowała – być może w domu, ale pracowała) i położyć się na kanapie, odpoczywając, bo przecież on jest zmęczony po pracy (ona nie jest). Ale jeśli masz takiego partnera to wrzuć na luz, jeśli nie da się rozmową, stawianiem swoich granic, to po postu nie rób pewnych rzeczy – przestań zbierać jego rozrzucone po domu skarpetki, rozrzucone ubrania! Skończą się, a jak nie będzie miał co założyć sam je przyniesie do wyprania albo wypierze. Przestań wkładać milion zużytych talerzy do zmywarki, też się skończą – będzie musiał to zrobić. A Ty sama sobie umyć talerz też możesz. Nic się nie stanie. Jak sobie odpuścić? Przestań robić wszystko! A rób tylko to co konieczne. Nikt od tego nie umrze, a może coś się zmieni.  Jeśli się nie zmieni, to warto zastanowić się czy to w ogóle ma sens. Chyba, że Tobie taki układ odpowiada. Nie oceniam. Każdy ma inne potrzeby.

Oczywiście przedstawione przykłady to tylko, i aż przykłady, bo może tak być w różnych sferach – to nie musi być partner, a może być koleżanka, która ocenia i oczekuje, że zawsze przyjmiesz ją na kawę w czystym, wysprzątanym domu, albo zawsze jej we wszystkim pomożesz, zrobisz dla niej jakiś super projekt za darmo, bo co to dla Ciebie, pięć minut pracy – przecież zawsze to robisz. Albo zawsze jej wysłuchasz stając się jej workiem na najgorsze problemy, które brzydko mówiąc musi komuś wyrzygać. Jak sobie odpuścić w takiej sytuacji? Jeśli nie masz sił wcale nie musisz tego robić, nie ciągle. Masz prawo powiedzieć, że nie masz siły o tym rozmawiać.  Może to być ciocia, babcia, mama, tata, dziadek którzy oczekują od Ciebie różnych rzeczy, że będziesz taka jak oni to sobie wymarzyli, taka jak oni tego chcą – albo zupełnie taka jak oni. I nigdy im nie odmówisz… A jak odmówisz to ziemia zagrzmi w posadach, bo jesteś nieposłusznym dzieckiem (tak dzieckiem – nawet jeśli masz 40 lat, bo wcale nie traktują Cię na równi i partnersko). Zastanów się tylko czy w prawdziwej relacji chodzi o posłuszeństwo? Czy jednak może o coś więcej?

Zawsze spełniamy oczekiwania innych. Staramy się dobrze uczyć, pójść na wymarzone przez rodziców studia, bo dadzą nam (albo im) przyszłość. Jeśli praca to tylko taka prawilna, w dobrej firmie, na wysokim stanowisku,  z dużą ilością pieniędzy, żeby wszystko się zgadało i można się pochwalić sąsiadce. Masz pracę w domu, zdalną? Słyszałaś kiedyś pytania: a kiedy w końcu pójdziesz do normalnej pracy? Albo w ogóle pytania kiedy pójdziesz do pracy, bo przecież Ty z domu wcale nie pracujesz. Kasa leci z nieba. Może nie od rodziny, ale takie pytania słyszałam często. Bo jak normalna praca to tylko u kogoś, poza domem. Jak sobie odpuścić wtedy? Jak było u mnie?  Nie dokończyłam drugich studiów – przez pierwsze dwa lata ciągle pytania, kiedy w końcu je zrobię i napiszę tą pracę. Ale ja nie chciałam wcale ich kończyć. Wzięłam z nich tyle ile mogłam, nauczyłam się czegoś i super, ale nie potrzebowałam ich zamknąć do końca. Przez te pierwsze dwa lata było mi z tym ciężko, bo wcale nie zdawałam sobie sprawy z tego, że ja tych ukończonych studiów wcale do szczęścia nie potrzebuje, a ważne jest dla mnie samo doświadczenie mieszkania poza domem w Poznaniu, poznania nowych, cudownych  z resztą ludzi, którzy wnieśli wiele różnej wartości do mojego życia, spojrzenia na świat z innej perspektywy, może nie tak dalekiej, bo nie oszukujmy się, ale to nie był wyjazd do Mediolanu czy jakieś tam inne Bali.  Jednak było w tym coś innego. Było fajnym procesem zmiany, otwarcia się na świat i innych. Same studia… No ok. Ale nie one były najważniejsze. Wzięłam z nich to, co było mi potrzebne. Z perspektywy czasu widzę to wyraźnie. Wtedy absolutnie nie widziałam tego tak, jak teraz. Nie skończenie ich było moją małą porażką. Nie widziałam żadnych plusów. Dopiero z czasem przyszła do mnie taka świadomość, że to nie one były dla mnie w tamtym momencie jakimś dobrem. Tylko wszystko co działo się wokół i obok nich.

Do tego też było mi potrzebne zrozumienie, że ja wcale nie muszę robić wszystkiego, czego inni ode mnie oczekują, mam prawo mówić zdecydowane NIE każdemu. Oczywiście nie chodzi mi tutaj, żeby zaraz wszystkiego i wszystkim ostentacyjnie odmawiać, ale żeby nie robić rzeczy, które nie są dla nas dobre, które sprawiają, że czujemy się źle, że brak nam siły, które nam coś odbierają. Trzeba pamiętać najpierw o sobie. Do tej prawdy też dochodziłam bardzo długo – „Najpierw musisz pomóc sobie, a później innym”. Taka prosta zasada, stosowana w ratownictwie. Dbasz najpierw o siebie, żeby czuć się dobrze, a później możesz pomóc komuś innemu, bo jeśli Tobie coś się dzieje, to jak możesz dbać i pomóc innym, albo w ogóle dać im cokolwiek z siebie? Pomyśl o tym… Zostawiam Cię z tym zadaniem. Znajdź swój sposób i drogę na to jak sobie odpuścić.

Do następnego napisania!

Cześć! Jestem Joanna. Jestem przede wszystkim mamą, ale też spełniam się na polu zawodowym. Mam wspaniałego partnera, który wspiera mnie w moich działaniach i bez niego nie powstałby ten blog. Mam cudownego synka, który codziennie daje mi dobrego kopa do działania! Ukończyłam studia pedagogiczne w Państwowej Wyższej Szkole Zawodowej w Gorzowie Wielkopolskim, zdałam wszystkie egzaminy studiując Komunikację Społeczną na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu – jednak nie podeszłam do obrony, znajdując się wtedy na małym życiowym zakręcie, miałam również epizod dwóch semestrów studiów administracyjnych na AJP w Gorzowie Wielkopolskim, ale z uwagi na trudność pogodzenia wszystkich ról jakie pełnię, musiałam z nich także zrezygnować. Bardzo lubię spędzać czas z moją rodziną w wolnych chwilach, lubię upiec dobre ciacho, kocham i muszę czytać – chociaż 15 minut każdego dnia, oczywiście uwielbiam pisać, ostatnio korzystam wiele z rad Kobiecej Foto Szkoły, uczestnicząc aktywnie w #instawtorku. Fotografuję telefonem. A kiedy udaje mi się nie mieć zrobionych paznokci – lubię odkurzyć moją gitarę.

Zostaw komentarz